2018-10-08
Artykuł
Ciągłe narzekania na kryzys w reklamie produktów farmaceutycznych i kosmetycznych przypomina sytuację w rolnictwie. Od kilkudziesięciu lat, nieważne czy za I, czy II komuny, słyszałem tylko hiobowe wieści o spadku urodzaju wszystkich roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych. Zawsze była susza albo nadmierne opady, brak paszy, sznurka do snopowiązałek, a nawet prymitywnych narzędzi rolniczych, pamiętających jeszcze I Rzeczypospolitą. Tymczasem przemysł ciężki wytwarzał tychże narzędzi ponad założony plan, pola rodziły zboża jak oszalałe, podobnie było z hodowlą mięsną. Jak wytłumaczyć ten paradoks? Oczywiście, powszechnymi fałszerstwami planów na każdym etapie wytwarzania, no i koniecznością braterskiego podziału z dużą i głodną rodziną państw naszego, nomen omen, obozu, zwłaszcza z Wielkim Bratem. Ale to wszystko działo się za I komuny. Zrzucenie tego pańszczyźnianego garbu natychmiast poprawiło sytuację w omawianych działach produkcji. Warto przy okazji wspomnieć, że był nawet pomysł jednego ze stronnictw politycznych na początku lat 90., aby postawić pomnik „Baby z mięsem” jako swoisty hołd ludziom tak naprawdę żywiącym wówczas naród.
Podobnie było z przemysłem farmaceutycznym, który zcentralizowany ustalał parytety wytwarzanych lekarstw, nie licząc się z potrzebami rynku. Leki niezbędne, ale niedostępne ludność mogła sobie kupić w „Peweksie” za walutę wymienną. Oczywiście nie była potrzebna żadna reklama, gdyż towar sprzedawał się sam; ba, nawet po paskarskich cenach poza aptekami.
A dzisiaj? Nadal słyszymy narzekania, niepoparte żadnymi danymi. Pozwolę więc sobie przytoczyć wyniki badań, w którym Instytut Monitorowania Mediów zbadał wydatki reklamowe w sierpniu 2018 r. w wybranych branżach: farmaceutycznej, handlowej, finansowej, telekomunikacyjnej i motoryzacyjnej (poniższe informacje pochodzą z września 2018 r. i zostały przedstawione przez Instytut Monitorowania Mediów, IMM https://www. imm.com.pl/).